złote myśli..

12/05/2024

czeski objazd '23

17-21/10/2023
Brno > PIL > Przełęcz Macochy > Międzygórze > Dolní Morava > Bystrzyca Kłodzka

W końcu zebraliśmy się, zatankowaliśmy i ruszyliśmy na objazd przez Czechy w kierunku Dolnego Śląska. W brnie mieliśmy zobaczyć koncert PIL, ale wcześniej okazało się, że pod kościołem na rynku niedawno znaleziono całkiem sporo szkieletów, Czesi jak to Czesi, wyeksponowali je w piwniacach i zrobili ciekawą atrakcję.

Kościół św. Jakuba na dzisiejszym Rynku Jakubskim (Jakubské námesti) istniał już na początku XII wieku. Wokoło kościoła został w tym samym czasie założony jeden z głównych cmentarzy miejskich. Podobnie jak inne cmentarze miejskie, został założony wewnątrz fortyfikacji miejskiej, która umożliwiającego późniejszą rozbudowę. Wielkość przestała wkrótce wystarczać potrzebom rosnącego miasta, dlatego został wprowadzony wymienny system grzebania zwłok. Po upływie 10-12 lat od pogrzebu grób otwierano, szczątki wyjmowano a w tym samym miejscu został chowany kolejny zmarły. Zawartość pierwotnych grobów później układano do specjalnych podziemnych obiektów - osarii lub śmiertelnic.

 Kaplica czaszek w Brnie - Śmiertelnica
Cmentarz przy Kościele św. Jakuba na współczesnym brneńskim Placu Jakuba istniał już na początku XIII wieku. Podobnie jak pozostałe cmentarze miejsce powstał wewnątrz murów miejskich, które blokowały późniejszy rozwój. Pojemność szybko się wyczerpała, dlatego też wprowadzono wymienny system grzebania: po upływie 10 do 12 lat od pogrzebu grób był otwierany, szczątki wyjmowane a w tym samym miejscu grzebano kolejnego nieboszczyka. Wcześniejszą zawartość grobu składało się natomiast w specjalnych obiektach podziemnych – ossuariach.
 Reformy Józefińskie spowodowały w 1784 roku likwidację cmentarza kościelnego z powodów higienicznych. Szczątki z grobów zostały ułożone do krypty, mur cmentarny został zburzony a przestrzeń wokoło kościoła wyłożono niepotrzebnymi płytami nagrobnymi. Z biegiem lat o śmiertelnicy, jej umiejscowieniu i wielkości zapomniano.

Dopiero badania w 2001 roku ponownie odkryły tą przestrzeń. Przed adaptacją Rynku Jakuba, odbywały się systematyczne badania podziemi. Kilka sond do głębokości czterech metrów potwierdziło istnienie obszernego kompleksu pogrzebowego. Poszczególne przestrzenie były często aż po sklepienie zapełnione dużą ilością szkieletów. Liczbę pochowanych szacuje się na powyżej 50 tysięcy. Dzięki tej liczbie niniejsza śmiertelnica dostaje się na drugie miejsce w Europie, po katakumbach w Paryżu.


Wieczorem poszliśmy na koncert PIL. 
Niestety nie wpuścili nas z aparatem (mimo, że każdy ma aparat w telefonie). Ochroniarz zaproponował, że mogę położyć aparat pod ścianą przy wejściu i zabrać go sobie po koncercie, albo odnieść do hotelu. Na szczęście nasz hotel był kilka minut od klubu.

Była to pierwsza i być może ostatnia szansa zobaczyć Johna Lydona na żywo.
Koncert był fantastyczny.


Następnego dnia pojechaliśmy na Przełęcz Macochy.
Cały parking dla nas!
Dobrze mieć trochę czeskiej gotówki bo to jedyny parking w promieniu kilkudziesięciu kilometrów, a pani z budki biletowej nie przyjmuje płatności kartą.

Nazwę przepaści dała stara legenda. Podobno mieszkająca gdzieś w okolicy kobieta miała tu przyprowadzić swego pasierba i zrzucić chłopca na dół. Chciała w ten sposób zapewnić sobie dziedziczenie pozostałego po mężu majątku (wedle innego wariantu historii chciała śmiercią pasierba odczynić urok rzucony na jej syna). Szczęśliwie dziecko chwyciło się jednej z wystających gałęzi i sobie tylko znaną drogą wróciło do wsi. Widząc gniew mieszkańców wioski kobieta popełniła samobójstwo skacząc w przepaść (inna wersja głosi, że strącili ją tam żądni zemsty wieśniacy). Od tego wydarzenia okoliczna ludność nazywa zapadlisko Macochą.

Na dole jest wejście do Jaskini Puknveni.
Oprócz ogromnych labiryntów i podziemnych jezior, dodatkową atrakcją jest podziemny rejs wąskimi, skalnymi korytarzami.


To był najlepszy spływ pod ziemią w jakim mieliśmy okazję brać udział, pomimo, że dołączono nas do wycieczki ze szkoły podstawowej spod Krakowa.

Wieczorem dotarliśmy do Międzygórza. Tradycyjna tłusta pizza w Wilczym Dole na kolację.


Rano ruszyliśmy w kierunku Dolní Morava. Przelotny deszcz i gęsta mgła zniechęciła większość turystów.
A może po prostu zniknęli we mgle...

...jak wszystko.



Sky Bridge 721
Czyli najdłuższy most wiszący dla pieszych na świecie.
721 metrów długości kładka 95 metrów nad głęboką górską doliną. Czyli spacer od jednego szczytu do drugiego.

Hey ho, let's go!

Ciężko stwierdzić czy to podróż w chmurach czy we mgle.


Cały świat wsiąkł.


Od czasu do czasu, niewiadomo skąd dochodziły dziwne głosy...

To tylko echo z mostu.


Czasami mgła się rozmywała i mogliśmy poszukać drogi powrotnej.

...ale za chwilę znowu wszystko wsiąkało.

Korzystając z pogody ruszyliśmy na Narożnik


Którędy?


To uczucie kiedy szlak to nie szlak.

Może to tu?

Skalna czaszka.




Korzystając z okazji wstąpiliśmy do Radkowa na najlepszy smażony ser w okolicy.

Jednak nie trafiliśmy w sezon. Więc powrót na pizzę do Międzygórza.

Ostatniego dnia wybraliśmy się na Igliczną.
W oddali widać blender na Śnieżniku.


Tym razem nie daliśmy rady wstąpić do Bajkowego Lasku.

Dzisiaj była jakaś awaria i nie można było płacić kartą, więc na obiad będziemy musieli stanąć gdzieś po drodze.

Padło na Bystrzycę Kłodzką, która wydaje się dosyć osobliwym miastem, ale ma świetną neapolitańską pizzę w podziemiach ratusza.




Jeszcze tylko 3 godziny drogi i koniec wycieczki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

napewno chcesz to zrobić?